Insta

Instagram

Biebrza National Park, Podlaskie Voivodeship, Poland.


Wieczorem byłem bardzo zmęczony, wręcz wyczerpany. Dodatkowe kilometry narzucone przez kłopoty ze znalezieniem noclegu sprawiły, że nawet perspektywa noclegu w namiocie wielkości i krztałcie trumienki dla pigmeja, wydawała sie luksusem. Zwykle w takich sytuacjach śpię jak jeż.
Zachód słońca nad Biebrzą z soundtrackiem w wykonaniu żurawi. Klangor, ciepły zachód słońca i kabanosy, bajka. Zapominając o zmęczeniu postanowiłem posiedzieć jeszcze nad rzeką. Rano pośpię sobie dłużej...

Moje uwielbienie dla żurawiego śpiewu wyekspirowało wraz z przerwanym snem o 4:30 rano. W pierwszej chwili mamrotałem w kierunku budzika "zaaamknij ryyyj!". Przewracając się z boku na bok, myślałem jak to natura pięknie urządziła, dając żurawiom tak długą szyję. Tyle miejsca na zaciśnięcie dłoni żeby bydlaka uciszyć.

Chwilę później stałem już nad brzegiem rzeki, otrząsając z siebie mglisty chłód poranka. Słońce nieśmiało lecz zdecydowanie wprowadzało efekt "łał" do krajobrazu a ja o żurawiach myślałem już tylko w samych superlatywach. O ich darciu ryja też.

Somewhere between Orneta and Lidzbark Warmiński, Warmian-Masurian voivodeship, Poland.

Orneta, poza ciekawą nazwą, nie zostawiła w mojej pamięci żadnego śladu. Lidzbark Warmiński miał się dopiero pojawić.
Tym czasem były pola, deszcz i pomruki odległej burzy. Były też, wyplute przez jakiegoś Johny Deerea czy innego Zetora, snopki siana przypominające ogromne pianki cukrowe. Niczym stado antylop, pasły się na soczystej zieleni kumulując białko, wapń i fosfor na czas zimowej hibernacji. Obojętne na deszcz i kłębiące się nad ich zalaminowanymi cielskami chmury.
Spojrzałem na zegarek, była 12:00 a ja jeszcze nic konkretnego nie jadłem tego dnia. Za gorącą kawę dał bym się przerobić na kiszonkę. Jak się później okazało, najbliższe pastwisko i kawopój znalazłem w Lidzbarku, jakieś 30km dalej.

Trześcianka, Podlaskie Voivodeship, Poland.

Przezpłotowa, podsklepowa, uczynna i akuratna informacja drogowa:

- Zamknięta, ale powinni puścić. Jak nie puszczą to wróć i tam o, w lewo odbijesz to ominiesz, tyle że nadłożysz.
- Panie, powinni puścić. Dzisiaj tylko przygotowują, jutro dopiero będą lali.
- Rowerem to puszczą.

Puścili, dzięki.

Orthodox church in Puchły, Poland, 2019.

Rozsądek i mapa podpowiadały: skręć w prawo i 19-tką spokojnie dojedziesz do Bielska Podlaskiego. Tam odbijesz w lewo i prosto, dobrą, asfaltową drogą na Hajnówkę, a potem do Białowieży. Włóczęga podpowiadał żeby olać Bielsk, skręcić w lewo, potem odbić w prawo w kierunku miejscowości Narew i dopiero potem Hajnówka. Miejscowi podpowiadali że jak już na Narew, to dojedź do Zabłudowa i dopiero wtedy na Narew, inne drogi nie pewne, piachy.
- Dzięki, tak zrobie -
No ale wtedy znowu włączył się włóczęga, podpowiadając że jak odbiję w prawo wcześniej, w Rybołach, to pojadę przez takie miejscowości jak Ciełuszki, Puchły, Trześcianka.
No ale piachy, mówi rozsądek.
No ale Ciełuszki, mówi włóczęga.
Mijają kilometry a ja mijam Ciełuszki, “sołfar sołgut” myślę sobie i jadę po wciąż jeszcze dobrej drodze. Parę kilometrów dalej kończy się asfalt a zaczynają na zmianę, piachy i tarka. Rower albo grzęźnie, odbierając dużo sił, albo podskakuje wpadając w nieprzyjemne wibracje. Nie pierwszy raz, ale tym razem coś we mnie pęka, mam dość. Nie jedna @*#mać leci w kierunku włóczęgi. Zachciało Ci się pie@*# Ciełuszek. W dupie mam Puchły.
Wtedy na widoku pojawia się płot, myślę że są zabudowania więc jest szansa na lepszą drogę. Okazuje się że to tylko cmentarz, pośrodku niczego, a droga nic się nie poprawia. Poczułem się jak Clooney w filmie “The perfect storm” kiedy przez chwilę, w oku cyklonu widzi promienie słońca… by po chwili pójść na dno pod nawałem tarki i piachu.
Znowu mać goni mać. Nagle jest tablica, Puchły, tym razem nie cieszę się zbyt pochopnie, jeszcze zakręt i nagle coś niebieskiego mignęło między drzewami. Po chwili wszystkie piachy i tarki odchodzą w zapomnienie, rower robi się dziwnie lekki, sam jedzie. Rzucam jeszcze jedną @*#mać, tym razem z zachwytu.
Gdybym czytał przewodniki, to bym się spodziewał, ale nie czytam przewodników. Cerkiew w Puchłach totalnie mnie zaskoczyła a włóczęga znowu wygrał.

Vistula River, Grudziądz, Poland, 2019

Wisła towarzyszyła mi dyskretnie, bez narzucania się. Czasem chowała się za drzewami, czasem za wzgórzami, a najczęściej za wałem przeciwpowodziowym. Przez 150km wspólnej podróży w kierunku północnym, wpadaliśmy na siebie zaledwie kilka razy. Na wysokości Chełmna, uciekając przed deszczem, przedostałem się na jej wschodni brzeg. Udało się, do końca dnia deszcz zostawał pod urokiem jej lewej strony. Od tej pory coraz częściej spoglądałem na zachód z nadzieją, że zauroczenie potrwa jak najdłużej.

Kuyavian-Pomeranian Voivodeship, Poland, 2019.

Gdzieś pomiędzy miejscowościami Trzęsacz i Kozielec nad Wisłą. Pierwszy dzień podróży, otaczający mnie świat wysyła jasne i intensywne bodźce. Nie są jeszcze przytłumione zmęczeniem wynikającym z długotrwałej jazdy i braku snu. Mimo to, gdyby nie zdjęcie, pewnie nie zapamiętał bym tej konkretnej drogi, dużo się jeszcze działo przez kolejne 10 dni. A zapamiętać chciałem bo miała w sobie coś wyjątkowego. Była jakby z innego krajobrazu, jakby ktoś zrobił kopiuj-wklej drogi z odległego miejsca. Myślę że to przez kontrasty, a może światło. Czarno-biała wstążka przecinająca rozległe pola z rzepakiem. Pewnie patrząc na zdjęcie, pomyślicie "Co on gada, to zwykła droga", ale tam i wtedy wyglądała wyjątkowo. Pomyślałem sobie, że to właśnie takie chwile są warte powolnego podróżowania.

Jeruzal, Poland, 2019

WILKOWYJE! Jedną z tych rzeczy, którą miałem na liście "to do" od dawna, było usiąść na ławeczce przed sklepem Więcławskiej. Trochę to trwało, ale nareszcie się udało i do tego na rowerze. Więcławskiej nie było ale prawdziwi miejscowi okazali się równie towarzyscy.